Selma to legendarny polski jacht, którego załoga od lat pływa na Antarktydę. Załoga jachtu to swoiste bractwo. Kilka osób w trakcie wyprawy stanowi trzon zespołu. To ci ludzie, którzy opiekują się jachtem. Nie ma takiej zasady, że ta załoga jest stała. W każdym rejsie może być inna.





Podczas mojego rejsu zastępca kapitana opowiedział mi, że kapitan zaprosił go do załogi. I to nie pierwszy raz. Oznacza to, że nie są to osoby z formalnymi stanowiskami czy stopniami. Jest to środowisko w Polsce, które profesjonalnie zajmuje się żeglarstwem, połączone wspólnymi zainteresowaniami i znajomościami.





Pozostała część załogi to w większości osoby, które mają już doświadczenie w żeglarstwie i płacą za udział w rejsie. Na „Selmie”, w przeciwieństwie do wielu innych jachtów, wszyscy uczestnicy biorą udział w pracy zespołowej. Kapitan i jego zastępca są najbardziej doświadczeni. Ktoś z nich zawsze czuwa i kontroluje sytuację. Oni sterują w najtrudniejszych sytuacjach. Reszta załogi pracuje na zmianę. Podczas mojego rejsu na Antarktydę było jeszcze osiem takich osób. Dwie na zmianę miały codziennie wachtę na kambuzie: jedzenie i sprzątanie. Pozostałych sześciu stało za sterem. Zawsze miało się partnera. W rezultacie na osobę przypadało osiem godzin wachty na dobę, z czego cztery wyłącznie przy sterze. Pora dnia i pogoda nie miały znaczenia. Ja osobiście miałem wachtę podczas sztormu 6-7 w skali Beauforta. W czasie gorszej pogody, oczywiście, przy sterze stali tylko bardzo doświadczeni żeglarze.
No responses yet